23.02.2012

Spotkanie geniuszy

Liv Ullmann, w książce autorstwa Ketila Bjørnstada ("Liv Ullmann. Linie życia) opowiada historię spotkania dwóch geniuszy kina: Ingmara Bergmana i Woody'ego Allena. Ingmar Bergman znany był ze swojej samotniczej, mizantropijnej natury, nie znosił spotkań towarzyskich, wręcz miewał napady paniki w obecności obcych osób. Każde wydarzenie, które nie mieściło się w jego dziennym planie mocno wytrącało go z równowagi. Woody Allen z kolei znany ze swojej skrajnej nieśmiałości, również nie należał do lwów salonowych, którzy dbają o stałe podtrzymywanie gładkich konwersacji. W czasach, gdy przyjaźnił się z Liv, podczas gdy mieszkała w Nowym Jorku, często wychodzili razem do restauracji. Wybierali stolik zawsze w rogu pomieszczenia, a Allen siadał tyłem do wszystkich gości. Bardzo mu zależało na tym, żeby poznać Bergmana, uważał go za niedościgłego mistrza. Podziwiał go. Zresztą, żeby było po równo, Bergman miał podobne zdanie o Allenie.
Liv po rozstaniu z Bergmanem nadal utrzymywała przyjacielskie relacje ze swoim byłym mężem, dlatego zadzwoniła do Ingmara z pytaniem, czy nie zechciałby podczas swojej wizyty w NY spotkać się z Allenem, który marzyłby o tym, żeby go poznać osobiście. Bergman zgodził się, a Liv tak o tym opowiada:
Po spektaklu Domu lalki, na który przyjechał Bergman "Woody czekał na mnie przed teatrem, razem ze swoim kierowcą w białych rękawiczkach. Znowu siadam na tylnym siedzeniu. Nie pada ani jedno słowo. Woody Allen jest tak bardzo zdenerwowany, że aż trzęsą mu się ręce. Wchodzimy do Pierre'a i jedziemy windą do góry. I nadal nie zamieniamy ze sobą ani jednego słowa. Pukam. Drzwi się otwierają i staje w nich Ingmar. Ingmar patrzy na Woody'ego. Woody patrzy na Ingmara. Bez słowa. Spotkanie dwóch geniuszy. Nagle Ingmar mówi jedno jedyne zdanie tamtego wieczoru: "Witam". Woody Allen kiwa jedynie głową. Wchodzimy do środka i siadamy przy stole. Obiad podają kelnerzy. Geniusze na siebie spoglądają, potem jeszcze raz i jeszcze raz, przez chwilę jedzą i znów posyłają sobie spojrzenia. A ponieważ oni nic do siebie nie mówią, Ingrid [żona Bergmana] i ja musimy prowadzić rozmowę, chociaż nie za bardzo jest o czym. Zaczynamy mówić o jedzeniu. O szwedzkich klopsikach mięsnych. (...) Geniusze spoglądają na siebie i lekko się uśmiechają. Babskie gadanie. Czuję, że uprzejmość nakazuje ciągnąć z Ingrid tę rozmowę o szwedzkich klopsikach (...). Geniusze posyłają sobie kilka nowych spojrzeń i uśmiechów. W ten sposób minął nam obiad, deser i cała reszta. Ingmar spogląda na zegarek. Woody także. Allen należy do tych osób, które wcześnie chodzą spać. Wstajemy. Podajemy sobie dłonie na pożegnanie. (...) podczas całego spotkania mężczyźni nie zamienili ani jednego słowa. Wychodzimy. Woody i ja. Opuszczamy apartament, potem windą w dół, do szofera, który czeka na nas przy limuzynie. Woody odwozi mnie do domu. Bez słowa. Dopiero, gdy wysiadam, mówi: 'Och, Liv! Dziękuję. To było niezwykłe przeżycie! Wchodzę do mojego mieszkania, gdy dzwoni telefon. To Ingmar. "Liv. Muszę ci podziękować! To naprawdę ogromne przeżycie!"

Kto powiedział, że udane spotkanie odnosi się do ilości, czy jakości wypowiedzianych słów. Milczące porozumienie jest zdaje się najwyższą formą porozumienia.

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ale któreś z nas ma jeszcze powiedzieć: "Witaj!"
      Ja czy Pan? ;)

      Usuń
    2. A po cóż się witać jeśli się nie pożegnało? :)
      Prawie codziennie tu zaglądam.

      No już dobrze.
      Witaj odkrywczyni myśli! Bądź pozdrowiona.
      :))))))

      Usuń
  2. Fantastyczna historia.
    Słowa są zamiast. Osłabiają intensywność przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Czytając tę biograficzną książkę o życiu Liv, ta scena ujęła mnie niezwykle i uznałam, że jest godna, by przekazać ją dalej. ;)

      Usuń